Zamarłam gdy oznajmił mi gdzie jesteśmy. Nie sądziłam,że on traktuje to co jest między nami tak poważnie.Cieszyło mnie to,ale jednak muszę przyznać,że w tamtym momencie byłam jak sparaliżowana.
-Heeeej - podniosłam głowę i spojrzałam na Słoweńca który przeciągnął wyraz aby zwrócić na siebie moją uwagę.Okazało się,że zdążył już wyjąć nasze torby i czekał aż podam mu moją dłoń.Zrobiłam to powolnie,nie tuszując specjalnie mojego strachu i zdziwienia.Czułam,że on to zauważył ale na przekór przyspieszył ciągnąc mnie za sobą.Gdy dostatecznie zbliżyliśmy się do drzwi one jak na zawołanie otworzyły się.W nich stała drobna kobieta w średnim wieku.Przywitała nas szerokim uśmiechem i teatralnie poprawiła Peterowi włosy, jednocześnie całując go czule w policzek,na co ten odpowiedział błyskawicznie przywracając fryzurę do poprzedniego ładu.Następnie kobieta zwróciła się do mnie,wyciągając rękę w geście powitania.Oczywiście niezwłocznie podałam jej dłoń,odwzajemniając uśmiech.
- Witaj Kochana - usłyszałam delikatny głos wydobywający się z ust kobiety.Odezwała się po angielsku co od razu naprowadziło mnie na trop,że ta wizyta była planowana co jeszcze bardziej mnie zestresowało mimo całej serdeczności której nie mogłam odmówić kobiecie.Podobnie jak Peter zostałam obdarowana buziakiem w policzek,po czym zostaliśmy zaproszeni do środka.Nie zdążyłam się rozejrzeć,a moim oczom ukazały się dwie dziewczynki nieśmiale czekając aż zwrócę się do nich.Obie były przeurocze ,a ja nie wiedząc jak się zachować porostu ciepło się uśmiechnęłam i wymieniłam z nimi uściski dłoni. Było mi ciężko wykonywać te wszystkie czynności,bo przez cały ten czas Słoweniec kurczowo się mnie trzymał,tak jakby chciał dodać mi pewności siebie i okazać swoje wsparcie.Usłyszałam jakieś krzyki ze strony mamy Petera - nie zrozumiałam ani słowa więc musiała wołać po Słoweńsku.Po kilkunastu sekundach usłyszałam kroki,a następnie dwa chłopięce głosy - jeden z nich był już typowo męski,a drugi jeszcze dziecięcy. Pokonując schody,do salonu weszły dwie,niższe,młodsze kopie Petera.Obiło mi się kiedyś o uszy,że Prevc ma młodszego brata który jest całkiem niezłym skoczkiem,ale nie sądziłam,że jest ich aż dwóch.Starszy z chłopaków był już całkiem poważnym nastolatkiem,sam zdecydował się podejść,podał mi dłoń i przedstawił się.Miał na imię Cene i wywarł na mnie dobre pierwsze wrażenie.Nieco nieśmielej,ale również podszedł do mnie najmłodszy z męskiej części rodziny Prevców - jak się później okazało był to Domen.Peter poinformował mnie,że jego taty nie ma aktualnie w domu.Uff....to koniec stresu związanego z poznawaniem jego rodziny na dzisiaj.Odetchnęłam,na co ten zareagował zostawiając mnie i kierując się po torby które zostały przed domem.
Pani Prevc ruchem ręki pokazała mi pokój do którego powinnam się udać co uczyniłam.Okazało się,że zapraszała mnie do jadalni,która jak przystało na tak liczną rodzinę była naprawdę wielka.Wszystkie dzieci pozajmowały swoje miejsca ułatwiając mi podjęcie decyzji gdzie powinnam usiąść.Szybko rzuciłam się na pozostałe dwa krzesła mając szczerą nadzieję,że obok mnie usiądzie Peter,a nie jego mama.Tak też się stało,co odrobinę mnie uspokoiło.To był pierwszy raz gdy chłopak przedstawiał mnie rodzinie.Tym bardziej byłam zła,że nie miałam okazji się przygotować,ani chociażby wkupić się w łaski młodszych i obdarować ich prezentami.Gdy gospodyni postawiła na stole ostatni przygotowany półmisek zasiadła do stołu i zaczęliśmy jeść wspólny posiłek.Muszę przyznać,że wszystko czego udało mi się posmakować było wyśmienite i naprawdę mi smakowało. W trakcie jedzenia nie obyło się oczywiście bez podstawowych pytań o szkołę,rodzinę czy plany na przyszłość,ale starałam wypowiadać się w miarę możliwości jak najpoprawniej i chyba nie było tak źle.Przyszedł czas na deser więc na stole znalazł się mandarynkowy tort. Byłam już bardzo najedzona po obiedzie ale wiedziałam,że wszystko to jest przygotowane głownie dla mnie więc mimowolnie sięgnęłam po kawałek.Atmosfera była niespodziewanie bardzo swobodna.Im więcej czasu mijało tym czułam się swobodniej.Chyba nie tylko ja,bo rodzeństwo Petera również zaczęło mi zadawać pytania i opowiadać o sobie.Po pewnym czasie Peter oznajmił,że jesteśmy zmęczeni i,że zaprowadzi mnie do sypialni.Ucieszyło mnie to,bo faktycznie odpoczynek był zdecydowanie wskazany.
Zmierzaliśmy schodami w górę,a następnie podążaliśmy wzdłuż korytarza. Peter otworzył przede mną jedne z drzwi i oznajmił mi,że to będzie mój pokój przez następne kilka dni.Gdy weszłam do środka okazało się,że był to pokój w którym on się wychował. Było to oczywiste i od razu rzucało się w oczy.Był to niewielki pokoik z wielkim,nieproporcjonalnym oknem z widokiem na ogródek.Przy oknie stało łóżko,które zajmowało całą ścianę. Po prawej stronie stała szafa,ze szklanymi szybami przez które widać było wiele naszywek firm sponsorujących Słoweńca ,stary ekwipunek z czasów dzieciństwa oraz inne pamiątki związane z wyjazdami i konkursami.Po lewej stronie stało niewielkie biureczko,na nim laptop i jakieś papiery ułożone w artystycznym nieładzie,lecz moim oczom rzuciło się coś co znajdowało się nad biurkiem. Była to wielka tablica korkowa.Zawierała niezliczoną liczbę zdjęć,dyplomów oraz medali przypiętych na pinezki które stanowiły piękną dekorację.Oglądając to wszystko poczułam ciepło na sercu,bo były tam również zdjęcia z najmłodszych lat Słoweńca,które były przesłodkie.Nawiasem mówiąc patrząc na malutkiego Petera widziałam jak młodsi bracia są do niego podobni,a szczególnie Domen.Odwróciłam się,bo wiedziałam,ze brunet stoi za mną.Wtuliłam się w niego i objęłam go tak,że moje dłonie wylądowały na jego plecach.Odwzajemnił uścisk mocno tuląc mnie do piersi i całując w czoło.Nagle zaczęła mnie zastanawiać jedna kwestia.
-Skoro ja będę spać tu...to gdzie Ty? - zapytałam nieśmiało.
- Jak to gdzie? Z Tobą - odpowiedział Słoweniec tajemniczo się do mnie uśmiechając,jednocześnie przenosząc dłonie na moje biodra.
Szczerze mówiąc przeraziła mnie ta perspektywa.Bardzo mi na nim zależało i ufałam mu,ale nie byłam na to gotowa,wiedziałam to na sto procent.Oddaliłam się o kilka kroków tak,że już mnie nie dotykał i mimowolnie jego dłonie opadły.
-Peter...nie zrozum mnie źle...ja po prostu nie... nie jestem - chciałam kontynuować moje wypociny ale przerwał mi śmiech Słoweńca.Spojrzałam na niego,a on ruchem głowy wskazał mi łóżko.Nie przyjrzałam się dokładnie.Na nim leżało pudełko z dmuchanym materacem.
- Ja na ziemi. - powiedział wesołym głosem ,podnosząc pudełko z materacem i siadając w miejscu z którego go zabrał.Ruchem ręki pokazał,że mam usiąść obok niego.Posłusznie wykonałam polecenie i po chwili znalazłam się w jego ramionach.Mieliśmy w końcu chwilę dla siebie,ale dziwnie się czułam wiedząc,że za ścianą mamy jego rodzinę.On chyba wyczuł to,że jestem spięta,bo jakby w odpowiedzi przytulił mnie jeszcze mocniej i namiętnie pocałował.Spędziliśmy kilkadziesiąt minut sami w pokoju bruneta,a następnie udaliśmy się na dół do jego mamy i trochę z nią porozmawialiśmy.Wieczorem wybrałam się z Peterem na spacer po Kranju.Pokazał mi okolicę i miejsca w których się wychowywał i bawił jako dziecko.Po tym w jaki sposób opowiadał widać było,że wspomina wspaniale czasy dziecięce i jest wdzięczny rodzicom za to gdzie jest w tej chwili.
Wróciliśmy do domu jakiś czas po północy Kilkugodzinny spacer zmęczył nas oboje do tego stopnia,że po wieczornej toalecie padliśmy wykończeni na łóżka.Minęło kilkanaście minut,a ja zamiast spać zabrałam się za wieczorne przemyślenia.
- Śpisz? - zapytałam cicho gdy znudziło mi się samotne siedzenie w ciszy i ciemności.
- Nie - jeszcze ciszej odpowiedział mi Słoweniec.
- Nie mogę spać. - mówiąc to sięgnęłam ręką w dół,próbując złapać jego dłoń.Gdy odczytał moje zamiary sam splótł nasze dłonie.
-Wygodnie Ci? - zadałam kolejne pytanie,już nieco głośniej.
-Podniosłam się do pozycji siedzącej i dostrzegłam jak kręci głową mówiąc "nie"
- To chodź do mnie - odpowiedziałam stanowczo na co on odpowiedział mi śmiechem.
-Co?- zapytałam poirytowana.
- Obejrzyj się,to łóżko nie zmieści nas oboje -zrobiłam tak jak powiedział.Faktycznie,ani na szerokość ani na długość nie dało rady wcisnąć tu naszej dwójki.Ponownie się położyłam ściskając mocniej jego dłoń.Kilkanaście sekund zastanawiałam się,po czym podjęłam decyzje.Uśmiechnęłam się i wprawiłam ciało w ruch.Udało mi się sturlać i zamiast wylądować obok poleciałam prosto na Słoweńca.Głową uderzyłam o jego głowę,a łokieć wbiłam mu między żebra.Podniósł się błyskawicznie sycząc z bólu,zsuwając mnie z siebie.
- Co Ty robisz? - zapytał słabo,masując miejsce na którym wylądowałam.Ja,nie wiedzieć czemu zaczęłam chichotać.Peter obawiając się,że obudzę cały dom jedną ręką zakrył mi buzię,a drugą objął mnie za kark i przyciągnął do siebie.Po chwili się uspokoiłam a on puknął się w czoło jakby chciał powiedzieć "głupia!" jednocześnie się uśmiechając i opadając bezwładnie na materac odwracając się do mnie plecami.
-Skoro Ty nie przyszedłeś do mnie to ja przyszłam do Ciebie. - mówiąc to objęłam go w pasie i przyciągnęłam do siebie.Leżeliśmy "na łyżeczkę" jeszcze dłuższą chwilę,ale dalej nie zwracał na mnie uwagi.W ramach przeprosin obdarowałam go serią pocałunków,co poskutkowało,bo Słoweniec odwrócił się do mnie i mocno mnie przytulił,powtarzając z niedowierzaniem "przyszłam do Ciebie"...Po kilkunastu minutach,znużeni "odpłynęliśmy". Było nam cholernie niewygodnie,ale to nie robiło większego wrażenia.
WIEM,WIEM nie było mnie tu wieki,za co przepraszam:(
albo inaczej,nie dodawałam wieki,ale jestem tu codziennie!
Poprostu mam meeeeeeeeega dużo nauki i srednio się ze wszystkim wyrabiam,ale chcę wrócić do starego tempa i dodawac na bieżąco
Dziekuję zwłaszcza wytrwałym którzy czekali na nowy rozdział,mam nadzieje,ze nie jest tragiczny:(
KOCHAM WAS
CZYTAM = KOMENTUJĘ
Błagam